Gizela Levy z domu Epstein urodziła się w 1935 roku w Tarnowie. Jej rodzice Sara i Mosze oraz jej młodsza siostra Sabina zostali w czasie wojny zamordowani przez Niemców – rodzina ocalonej do dziś usiłuje ustalić okoliczności tego zdarzenia. Gizela ukrywała się u ciotki Blanki w Krakowie, ale niezbędne stało się znalezienie dla niej nowej kryjówki – groziła jej denuncjacja.
W 1942 roku dziewczynkę przyjęli do swojego domu Janina i Piotr Ogonkowie. Mieszkali z trzema synami we wsi Biskupice Melsztyńskie koło Czchowa w powiecie brzeskim. Z Krakowa do domu Ogonków małą Gizelę przewiózł Franciszek Karaś ze wsi pod Wojniczem.

Gospodarze ufarbowali włosy Gizeli na blond. Na początku chowała się za piecem tylko, kiedy ktoś przychodził. Później, ponieważ sąsiedzi zaczęli coś podejrzewać, a Niemcy często pojawiali się w okolicy – musiała się już przez cały czas ukrywać, m. in. w oborze, w ziemiance i na strychu. Janina przynosiła jej pożywienie.
Ogonkowie nękani byli przez szmalcowników, nachodzeni przez gestapo, a Piotr został aresztowany i ciężko pobity przez Niemców – prawdopodobnie wskutek donosu sąsiadów. Nie znaleźli jednak Gizeli i dziewczynka przebywała u Ogonków trzy lata, do końca okupacji.

Po wojnie ciotka Blanka wysłała ją do Bratysławy, później wyjechały razem do Belgii. W 1951 roku Gizela wyemigrowała do Izraela. Wyszła za mąż w 1958 roku, zmieniła nazwisko na Levy, ma dwoje dzieci.
Jej ciotka była po wojnie w kontakcie z Ogonkami. Gizela przez długi czas nie odzywała się do nich, dopiero w 2009 roku odszukała i odwiedziła ich rodzinę.




Piotr Ogonek zmarł w 1974, a jego żona – w 1996 roku. Dzięki staraniom ocalonej w marcu 2010 roku małżeństwo zostało uhonorowane tytułem „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” .
Violetta Wawrzonkowska, wnuczka Ogonków, zapewniała podczas uroczystości, że jej babcia nigdy nie zapomniała żydowskiej dziewczynki, którą przechowywała w czasie wojny. Dodała też, że jej dziadkowie „nie czuli, że zrobili coś wielkiego, nie wypowiadali się w ten sposób, to było dla nich normalne wydarzenie w życiu. Byli bardzo szczęśliwi, że udało im się uchronić Krysię, bo takie imię jej nadali. Żeby babcia jakoś szczególnie szczyciła się tym czynem, to nie, była skromną osobą. Podziwiałam babcię i dziadka za to, co zrobili, dla mnie to był wielki wyczyn i na pewno nie każdy zdobyłby się na coś takiego.”


Gizela Levy wyraziła żal, że nie zdołała skontaktować się z Piotrem i Janiną Ogonkami, zanim Sprawiedliwi zmarli – wspomnienia czasu wojny i ukrywania były dla niej zbyt trudne, usiłowała wyprzeć je z pamięci. Przyznała, że byłoby jej lżej, gdyby po wojnie spotkała się z Janiną Ogonek. „Najbardziej mnie boli, że nie byłam z nią w kontakcie. Bardzo mi ciężko, jak bym wiedziała, że ona mi przebaczyła, to byłby dla mnie najlepszy medal” – mówiła pani Levy. Przyjechała na ceremonię razem z mężem, synem i synową oraz dwojgiem wnuków. Levy podkreśliła, że teraz jest w bardzo dobrym kontakcie z rodziną Ogonków. „Bardzo się zbliżyliśmy, prawdziwa rodzina, więcej – bardzo ciepła rodzina, naprawdę nie do uwierzenia” – mówiła. Dodała, że nigdy nie zapomniała o swoich wybawcach.

Na podstawie materiałów na stronie sprawiedliwi.org.pl