To będzie długa i bardzo wzruszająca historia dotycząca brzeskiej rodziny Berl-Weiss-Gutfreund i ich niezwykłej potomkini, Pani Lucii Weitzman.
Chaim Berl/Gutfreund urodził się w Brzesku 17 czerwca 1879 roku jako drugie dziecko Jeruchema Gutfreunda i Chaji Berl. Rodzina mieszkała wówczas na brzeskim Rynku, w niewielkim drewnianym domu # 184. Jeruchem był handlarzem mąki, jego żona zajmowała się dziećmi. Chaim miał 7 rodzeństwa, ale 4 siostry i brat zmarli w wieku od kilku miesięcy do 9 lat.

Przodkowie tej rodziny ze strony Jeruchema Gutfreunda mieszkali w Brzesku od pokoleń, co najmniej od początku XIX wieku. W większości byli kupcami, chociaż dziadek Jeruchema, Josef Schydlow, był rabinem. Żona Jeruchema Gutfreunda, Chaja Berl, córka Salomona i Chawy, urodziła się w Radomyślu Wielkim w 1854 roku i przeprowadziła się do Brzeska, kiedy wyszła za mąż. Rodzina Gutfreund-Berl przez całe życie mieszkała w Brzesku; miała w mieście licznych krewnych – rodzeństwo, kuzynów i wujostwo Jeruchema. Dzisiaj możemy tylko próbować wyobrazić sobie życie w Brzesku w drugiej połowie XIX wieku. Małe drewniane domki, nieliczne kamienice na Rynku. Kościół świętego Jakuba i prawie naprzeciwko niego, po drugiej stronie Rynku – największa synagoga. (Synagoga widnieje na mapie miasta już w 1847 roku, chociaż po pożarze 1904 roku została właściwie zbudowana od nowa.)

Na cmentarzu przetrwała macewa Chaji Gutfreund z domu Berl (1854-1930).

Tu leży
Sędziwa kobieta
Zacna i skromna
Chaja córka Szlomo
zmarła 2 Szewat 5690 roku
Niech jej dusza zostanie związana w węzeł życia wiecznego
Żona Jeruchema Gutfreunda
Na początku XX wieku Chaim Berl/Gutfreund ożenił się z Chaną Weiss. Ponieważ mieli tylko religijną ceremonię i ich ślub nie został zarejestrowany w państwowych księgach metrykalnych, nie wiemy, kiedy dokładnie się pobrali. Urodzona w 1877 roku Chana, córka Chaskela Wolfa i Rojzy Weiss, również pochodziła z licznej rodziny, miała siódemkę rodzeństwa, ale 3 jej siostry zmarły w 1894 roku na szkarlatynę. Rodzice Chany mieszkali najpierw w Niecieczy, a później w Bogucicach, niewielkich wioskach powiatu bocheńskiego.
Młoda rodzina zamieszkała w Brzesku, tu urodziły się wszystkie ich dzieci: Dwojra (1905), Salomon (1907), Michael (1909), Schachne (1911) i Jeruchim (1913). Ojciec rodziny, Chaim Berl/Gutfreund, zmarł w 1938 roku na zapalenie płuc. Miał dopiero 58 lat, ale w pewnym sensie miał szczęście – nie musiał być świadkiem tragicznej śmierci swojej żony, dzieci i wnuków w latach Zagłady. Trudno to stwierdzić ze stuprocentową pewnością, ale najprawdopodobniej na cmentarzu przy ul. Czarnowiejskiej jest również jego macewa, tylko że została mocno zniszczona. Na ocalałym fragmencie tego nagrobka widnieje tylko imię zmarłego, Chaim Gutfreund. (Wszystkie sąsiadujące macewy pochodzą z lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku i wiem na pewno, że w tym czasie w Brzesku nie było innego Chaima Gutfreunda.)

Najprawdopodobniej matka, Chana Gutfreund/Berl z domu Weiss, i wszystkie dzieci zginęli podczas wojny. W Jad WaSzem są złożone przez Dawida Flanka świadectwa dotyczące losów Salomona, Schachne i Jeruchima Gutfreundów. Chociaż nie wszystko w tych świadectwach zgadza się z innymi dokumentami, jestem prawie pewna, że chodzi jednak o rodzeństwo Michaela i Dwojry.
Michael Gutfreund/Berl ożenił się w 1937 roku z Eidel (Adelą) Zollman, córką Josefa Arona Zollmana i Lieby Bittersfeld . W latach 30ch ubiegłego wieku rodzina Zollmanów mieszkała w Bochni; na bocheńskim cmentarzu żydowskim jzostał pochowany dziadek Adeli, Hersch Leib Zollman (1849-1894). Jednak wiele pokoleń przodków Adeli – rodziny Zollman, Barterer, Bittersfeld i Teichler – mieszkały w Nowym Wiśniczu. Pracowali, modlili się, zakładali rodziny, umierali. Teraz ich śladów można szukać już tylko na wiśnickim cmentarzu żydowskim.



Michael Berl zamieszkał razem z żoną Adelą w Bochni, gdzie już podczas wojny, 8 stycznia 1940 roku, urodziło się ich jedyne dziecko, córka Rose. Jeszcze 30 stycznia 1942 roku rodzina była w bocheńskim getcie, mieszkali na ul. Kraszewskiego 18. (W archiwum w Bochni znajduje się lista Żydów, którzy na początku 1942 roku byli zarejestrowani w getcie).


Tuż przed likwidacja bocheńskiego getta, w desperackiej próbie ratowania jedynego dziecka, Państwo Berl oddali córkę polskiej rodzinie, Genowefie i Franciszkowi Świątkom. Mała Rose miała wtedy 2 lata. Pani Świątek była krawcową, przed wojną szyła sukienki dla Adeli i jej matki. Będąc oddaną katoliczką, Genowefa Świątek przez wiele lat modliła się o dziecko. Na końcu Świątkowie adoptowali chłopca z sąsiedztwa, małego Tadzia, ale Genowefa zawsze marzyła o córce. Para była gotowa wziąć do siebie Rose, ale potrzebowali jakiegoś planu działania. Udało im się zdobyć duplikat aktu urodzenia siostrzenicy Genowefy Świątek i podrobić w nim datę. W ten sposób Rose Berl dostała nową tożsamość – stała się Alicją Świątek, krewną Państwa Świątek, która straciła na wojnie rodziców i została zaadoptowana przez starsze małżeństwo.


Cała rodzina Alicji-Rose zginęła, i po wojnie Państwo Świątek wychowywali ją jako własną córkę. To była katolicka rodzina, i będąc już uczennicą szkoły podstawowej Alicja codziennie chodziła do kościoła, szukając – i odnajdując – w modlitwie pocieszenie.

Jednak dziewczynka wcześnie dowiedziała się o tym, że jest Żydówką. Tuż po wojnie, kiedy Alicja miała tylko 5 lat, sąsiad rzucił w nią kamieniem i omal nie trafił prosto w głowę.
„- Wynocha do Palestyny, Żydówko!
Przestraszona Alicja opowiedziała o wszystkim swoim przybranym rodzicom.
– On nazwał mnie Żydówką. Kim są Żydzi?
– Żydzi to ludzie, tacy zwykli ludzi, jak my wszyscy. Twoje rodzice byli Żydami.
– Moje rodzice? Mamo, przecież to wy jesteście moimi rodzicami!”
Genowefa musiała wziąć Alicje na kolana i opowiedzieć jej o wszystkim…
Wkrótce rodzina przeżyła tragedię – przybrany brat Alicji, Tadzio, zmarł na wirusowe zapalenia opon mózgowych. Cała miłość rodziców była teraz skupiona na córce. Dziewczynka bardzo dobrze się uczyła, miała kilka bliskich przyjaciółek. Jednak w ciągu kolejnych 15 lat Alicję spotkało sporo przykrości, – w szkole i później, kiedy straciła narzeczonego po tym, jak dowiedział się o jej żydowskim pochodzeniu. Lecz w 1960 roku odnaleźli się dalsi krewni Alicji-Rose: siostra jej dziadka ze strony matki wyemigrowała przed wojną do Palestyny, i teraz z pomocą agencji Żydowskiej odnalazła córkę bratanicy. To od niej Alicja otrzymała może najważniejszy prezent: zdjęcie je żydowskiej matki, Adele Zollman. „Alicja nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej ręce drżały, trzymając po raz pierwszy zdjęcie matki. Jej mama – dziewczyna z krwi i kości! Była piękna, z ciemnymi, żywymi oczami i kwiatem w krótkich czarnych włosach. Myśli Alicji wirowały wokół ogromu tego wydarzenia, tego małego zdjęcia…”

Okazało się, że że nie tylko siostra dziadka przeżyła wojnę. Krewni Alicji ze strony matki odnaleźli się również w USA. Alicja zaczęła otrzymywał listy z zagranicy, rodzina zapraszała ją do siebie, co zwróciło uwagę ówczesnych władz komunistycznych w Polsce. Alicja kilka razy była wzywana na przesłuchania, a w 1961 roku straciła polskie obywatelstwo i mając wizę do Izraela – tą tylko w jedną stronę – musiała uciekać z Polski, zostawiając w Bochni swoich przybranych rodziców. Dowiedziała się, że tej nocy miała zostać aresztowana.



Przez jakiś czas Lusia (tak ją zwali w domu, i takie imię zostawiła, zamieniła tylko „s” na „c”) mieszkała w Izraelu; później przeprowadziła się do USA. Bardzo brakowało jej przybranych rodziców, jeszcze gorsza była świadomość, że raczej już nigdy ich nie zobaczy. Niełatwo było również poszukiwanie nowej tożsamości, odpowiedź na pytanie, kim jest i w co wierzy..
W USA Lucia wyszła za mąż za urodzonego w Polsce Hermana Weitzmana. Miała nadzieję, że rodzice dadzą radę przyjechać na jej ślub, lecz Franciszek i Genowefa Świątkowie byli w tym czasie już poważnie chorzy i nie mogli wyjechać z Polski.
Młoda Pani Weitzman zaczęła prowadzić żydowski dom, urodziła dwójkę dzieci, Mitchella i Lisę.

Niestety, Lucii tak i nie udało się nie tylko zobaczyć swoich przybranych rodziców przed ich śmiercią, lecz nawet pojechać na ich pogrzeb. Franciszek zmarł w lutym 1965 roku, Genowefa kilka miesięcy później. Jedyne co mogła zrobić Lucia – to uczcić ich pamięć. Państwo Genowefa i Franciszek Świątek, którzy uratowali małą Rosę Berl, wychowywali ją jako własna córkę, ale musieli się z nią rozstać w 1961 roku, w 1994 roku zostali uhonorowali tytułem „Sprawiedliwy wśród narodów świata”.


Lucia Weitzman od wielu lat poszukiwała informacji o swojej rodzinie – właściwie, od chwili, kiedy dowiedziała się o swoim pochodzeniu. Udało jej się znaleźć ocalałych krewnych ze strony matki, i dzięki nim połączyć się z tą stroną swoich korzeni. Ale o ojcu wiedziała właściwie tylko to, że urodził się w Brzesku. Podróży do Polski w latach 1980ch i później też nie wiele przyniosły.

Już w tym roku, po tym, jak zwrócił się do mnie syn Pani Weitzman, udało się w znacznym stopniu odtworzyć historię tej rodziny – teraz co najmniej znane są imiona 4 generacji przodków ojca Lucii Weitzman, są również ich akta metrykalne. A na brzeskim cmentarzu udało się odnaleźć macewę prababci Pani Weitzman i – prawie na pewno – jej dziadka. Wiem również, że dalsi krewni Lucii Weitzman ze strony ojca mieszkają w Szwecji i Australii.
Mam nadzieję, że kiedy Pani Weitzman następnym razem przyjedzie do Brzeska, to miasto już nie będzie dla niej obcym – jej przodkowie żyli tu co najmniej od początku XIX wieku.

Niech będzie błogosławiona pamięć wszystkich zamordowanych podczas wojny i tych, którzy ratowali prześladowanych ryzykując własnym życiem.
Bardzo dziękuję Panu Mitchellowi Weitzmanowi za udostępnienie rodzinnych zdjęć i życzę Pani Lucii Wietzman wielu lat w zdrowiu i radości. Zachęcam również do przeczytania książki „The Rose Temple” – niestety, tylko w języku angielskim – w której syn Alicji-Rose, Mitchell Weitzman, opowiada o losie swojej matki i jej poszukiwaniach własnej tożsamości.
© Anna Brzyska, 2020