Józef Topolski urodził się w Jadownikach w 1913 roku.
Topolscy mieli duże gospodarstwo. Ponieważ Stanisław Topolski wcześnie zmarł, głównym gospodarzem został młody Józef.
W 1942 roku Józef Topolski wstąpił do Batalionów Chłopskich; wkrótce został szefem sztabu Batalionów Chłopskich w gminie Okocim. Razem z kilkoma kolegami – Józefem Hudym, Wincentym Cebulą, Stanisławem Czarneckim, Wincentym Tyką i Janem Marmulem – dostarczał artykuły żywnościowe do brzeskiego getta.
Lia (Lili) Matzner urodziła się w Bielsku w 1920 roku, była córką Hermana Matznera i Miriam z domu Grunbaum. Jej pierwszy mąż, Henryk Hirschsprung, został zamordowany we Lwowie w 1941 roku. W październiku Lia razem z kilkumiesięcznym synem Wilhelmem wyjechała do Brzeska, gdzie wtedy mieszkała jej siostra Sabina Weinberg z dziećmi.
Ze świadectwa Lii Matzner: „Poznałam Topolskiego w czerwcu 1942 roku. W tym czasie ja mieszkałam ze siostrą swoją Sabiną Weinberg i trojgiem dzieci, Wolfgangiem i Uzjasem Weinberg, lat 10 i 12, dzieci siostry, i moim synem Wilhelmem Hirschprungem. Topolski zaczął systematycznie do nas przychodzić. Kiedy zostało utworzone getto przychodził nadal, pomagał nam wszystkim, przynosząc żywność, ponieważ my w tym okresie głodowali. Pragnął ratować mnie i dziecko moje i chociażby jedno siostry. Ale dzieci siostry nie chciały się rozstać z matką, albowiem pragnęły zginąć razem.
We wrześniu 1942 roku ja z dzieckiem ulegając prośbom Topolskiego udałam się do wsi Jadowniki, by się tam ukryć i uratować. Jednak dzieci sąsiedzkie usłyszały płacz dziecka, zrobiło się zbiegowisko ludzi, jedni krzyczeli, że jest schowana Żydówka z dzieckiem, drudzy, że cyganka, gdyż nikt dokładnie mnie nie widział.
Zostawić dziecko na miejscu było zupełnie niemożliwe. Mój szlachetny opiekun robił wszelkie starania, żeby gdzieś ulokować dziecko. Chodził on ze szwagrem swoim Stelmachem Józefem do rozmaitych ludzi, chciał zapłacić za utrzymanie dziecka i gwarantować swoim majątkiem sumę 15 000 złotych przedwojennych, aby gdzieś dziecko przyjęto, lecz nikt go przyjąć nie chciał.
Nie chcąc bezsensownie narazić dziecka, siebie i rodzinę Topolskich, postanowiłam wrócić go getta do siostry z tym, że Topolski przyjdzie po mnie z chwilą kiedy znajdzie odpowiednie miejsce dla ukrycia dziecka.
Teren na którym rozlega się wieś Jadowniki jest bardzo nierówny, są miejsca opuszczające się bardzo stromo w dół. Wyszliśmy nocą we trójkę, mój opiekun, ja i dziecko. Nie znając terenu ja na jednym ze stromych miejsc wyślizgnęłam się, było po deszczu i złamałam nogę. Mój wierny towarzysz wziął dziecko na rękę, jednocześnie mnie pomagając w poruszaniu się naprzód, i tak doczołgaliśmy się z trudem 3 km do siostry.
Prześwietlenie zrobione w następny dzień wykazało, że noga jest złamana, nałożono gips. To było we czwartek.
Oczekiwano w getcie codziennie, że ma być akcja, ja ze złamana nogą nie mogłam się schować, gdyż wejście do bunkru było bardzo małe. Nie mogąc dojść do miejsca umówionego z Topolskim, z którym miałam się spotkać przy drucie kolczastym, wyszła moja siostra i opowiedziała o moim stanie, wtedy Topolski podszedł do nas. Nie chciałam się rozstać z siostrą i dzieckiem. Nie było fizycznie możliwe mnie ukryć w getcie. Siostra stawiła sprawę tak: jeżeli ja nie pójdę z Topolskim i nie ukryje się, ona z dziećmi zostanie przy mnie i też się nie ukryje. Nie chcąc więc narazić wszystkich, zgodziłam się na rozstanie z siostrą. Topolski nie wziął dorożki jak siostra tego chciała, tylko wziął mnie jak byłam w piżamie na plecy i w ciemności zaniósł do drutów kolczastych, podniósł je, przeszedł sam i następnie mnie przeciągnął, Przeniósł przez rzekę Uszwicę i doniósł do siebie do domu. Miał on również zamiar uratować siostrę z dziećmi przez podsunięcie fałszywych papierów polskich. Plany te jednak spełzły na niczym, gdyż likwidacja nastąpiła błyskawicznie. Następnego dnia mój opiekun wybrał się do getta z zamiarem zabrania mojego dziecka, dla którego już znalazł miejsce, lecz nie mógł wejść do getta, bo było ze wszystkich stron silnie obstawione policją niemiecką. Wewnątrz odbyła się już likwidacja.
Pierwszy czas przechowywał mnie na strychu póki było ciepło. Kiedy stało się zimno przechowywałam się w kuchni zamkniętej bardzo starannie, był tez zrobiony przez stolarza Zycha Jana zam. w Jadownikach bunkier pod podłogą w taki sposób, że śladu żadnego nie było.
W razie niebezpieczeństwa ja miałam wejść do tego bunkru, na który wstawiło się jeszcze cebrzyk specjalnie przygotowany. Mój opiekun miał wtedy znajdować się w kuchni, żeby się nie wydało podejrzanym, że drzwi są zamknięte i nikogo nie ma. W tym okresie Niemcy wywozili i Polaków, którzy im się nie podobali do pracy przymusowej do Niemiec wzg. do obozów. wśród takich był i Topolski. Wtenczas i on już nie mógł pokazać się w domu. Wychodził tylko wieczorami i urządził kilka bunkrów w zabudowaniach gospodarskich, i w polu. Tam ukrywaliśmy się razem. Matka jego pod pozorem, że karmi świnie, przynosiła nam jedzenie… Tak przechowywałam się do chwili uwolnienia.” (ŻIH, sygn. 301/5188)
19 stycznia 1945 roku Lia urodziła syna w szpitalu w Brzesku – zapisano ją jako żonę Józefa, Marię Topolską. Po wyzwoleniu matka Topolskiego namówiła młodych na ślub kościelny. 21 kwietnia 1945 roku Lia przyjęła chrzest, otrzymała imię Maria. Tego samego dnia został ochrzczony również syn Józefa i Lii.
Zaślubiny Lii odbyły się w kościele parafialnym w Jadownikach 5 listopada 1945 roku, Lia odtąd nazywała się Maria Topolska.
Trudno powiedzieć, czemu nie ułożyło się życie Topolskich. Po kilku latach Lia Matzner – Maria Topolska – wyjechała z synem do Izraela. Tam ponownie wyszła za mąż, urodziła drugiego syna. Później rodzina wyemigrowała do USA. Lia zmarła w 2004 roku, doczekała się kilkorga wnuków.
Józef Topolski zmarł w Jadownikach 19 września 1963 roku, jest pochowany na cmentarzu parafialnym.
Ze świadectwa Lii Matzner: „Mój opiekun w okresie okupacji w stosunku do mnie wykazał szlachetność najcenniejszego gatunku, dbając stale więcej o mnie niż o siebie.” (ŻIH, syg. 301/5188).