Może pamiętacie Państwo, jak parę
miesięcy temu pisałam o żydowskiej rodzinie ukrywanej podczas wojny na
obrzeżach wsi Brzeźnica i rozstrzelanej w lesie?
W maju byłam w tym miejscu z Panem Marianem Putem, miejscowym pasjonatem
historii, który – nie będąc bezpośrednim świadkiem tamtych wydarzeń – jednak
dowiedział się wielu szczegółów i opisał wszystko w swojej książce. Tuż po
wojnie ojciec pokazał Panu Marianowi miejsce w lesie, gdzie była rozstrzelana
żydowska rodzina, tylko że po tylu latach trudno jest ustalić dokładną
lokalizację grobu.
W czerwcu ponownie odwiedziliśmy to miejsce, tym razem z Panem Aleksandrem
Schwarzem z Fundacji Zapomniane, który zbadał teren za pomocą georadara (jak
Państwo wiecie, zgodnie z zasadami Judaizmu nie wolno przeprowadzać ekshumacji
zwłok ani robić żadnych inwazyjnych badań). Po zbadaniu większego terenu Pan
Schwarz zlokalizował dwa miejsca podobnej wielkości, gdzie mogłaby się
znajdować mogiła tej żydowskiej rodziny. Na jakiś czas utknęliśmy w miejscu –
wydawało się, że nie będziemy mogli rozstrzygnąć, w którym z tych miejsc
zostali pochowani Żydzi. Jednak udało się odnaleźć jeszcze jednego świadka,
starszego kuzyna Pana Mariana. 6 sierpnia ponownie byliśmy w lesie, tym razem w
piątkę: Panu Schwarzowi i mnie towarzyszyli Pan Marian, Pan Józef i właściciel
działki, na której prawie na pewno znajduje się ten grób.
Świadectwa Pana Józefa nagrałam na video, dlatego zdjęcia nie są dobrej jakości (wycięłam je z video). Ale oto zapis z nagrania:
– W tym miejscu wszyscyśmy razem zeszli i zmówili za tych zmarłych modlitwę. Było nas chyba z pięcioro dzieci, byłem najstarszy. Moich (braci) było troje i od sąsiadów dwoje, w tym wieku co ja. Tylko oni po świecie się rozjechali, nie wiem, czy żyją. Sami przyszliśmy. Mama nas wyprawiła, bo się rozeszła wiadomość po wsi, że u Cichońskich zostali zastrzeleni Żydzi. Bo to było słychać strzały. Ludzi pracowali po polach, a było kilka strzałów karabinowych. I następnego dnia mama nas wyprawiła w pole: „Idźcie odszukajcie, gdzie te groby są, pod czyim polem”. Bo to były działki, nie było lasu, działki dochodziły do samego wału. Ja wtedy byłem najstarszy między nimi, i ja to odszukałem. A ten grób był takiej szerokości jak moje dwa buty, taki bardzo wąski (zgodnie ze świadectwem Pana Józefa grób znajdował się w rowie przy granicy działki, chyba dlatego był taki wąski. A.B.) I ten grób był dość długi, może na 2 metry. Ta ziemia, która była rozplantowana, to nie było żadnego kopczyka na tej mogile, tylko równo uplantowana. I tak myślałem, że w tym wąskim grobie oni nie mogli być układani jeden obok drugiego, tylko warstwowo. Musiał być głęboki ten grób. Tak że oni byli wrzucani piętrowo, jeden na drugiego…
– Ten grób był w fosie. To było tak mniej więcej w tym miejscu. Może być krok różnicy w tą stronę czy w tamtą. Ale gdyby tu przekopaliśmy, natrafilibyśmy na szczątki. Tu był ten grób. Wzdłuż tego wału. I ten grób jakżeśmy chodzili, to on jeszcze się długo utrzymywał zanim go liśćmi zasypało..
Pan Józef był bardzo poruszony kiedy o tym opowiadał, łzy stały mu w oczach.
We wrześniu Pan Schwarz jeszcze raz przyjedzie na to miejsce z georadarem. Mam nadzieję, że uda się zaznaczyć dokładne granice grobu i będziemy mogli właściwie upamiętnić to miejsce. Może wtedy, po ponad 75 latach, ci rozstrzelani rodzice z dwójka małych dzieci odnajdą spokój. Niech będzie błogosławiona ich pamięć