Chcę powiedzieć kilka słów o jednej żydowskiej rodzinie, która została rozstrzelana w lesie niedaleko Poręby Spytkowskiej. Dowiedziałam się o tej historii dzięki pracy konkursowej uczennic brzeskiego liceum Aleksandry Kotry, Kamili Mamicy i Magdaleny Piech.
Dziewczyny dotarły do urodzonego w Porębie Spytkowskiej Pana Mariana Puta, który opowiedział o tym jak jedna żydowska rodzina, rodzice i czwórka dzieci, ukrywała się u polskich gospodarzy na obrzeżach wsi Brzeźnica (właściwie, na pograniczu Brzeźnicy i poręby Spytkowskiej) przez 4 lata i została wytropiona dopiero pod koniec wojny. Kiedy Niemcy otoczyli dom, dwójka starszych dzieci zdążyła uciec do lasu i o ich dalszym losie nic nie wiadomo, najprawdopodobniej zostali złapani. A rodzice razem z młodszymi dziećmi zostali wyprowadzeni do lasu i wrzuceni do dołu. Strzelano do nich, ale nie zabito. Zakopano żywcem. Pan Marian nie zna imion tych ludzi – mówi tylko, że nie byli miejscowi, najprawdopodobniej trafili do Poręby Spytkowskiej, uciekając z większego miasta.
Dzisiaj byliśmy w Brzeźnice. Pan Marian pokazał mi ruiny domu na obrzeżach wsi, gdzie ukrywała się ta rodzina, a później znaleźliśmy miejsce w lesie gdzie najprawdopodobniej zostali rozstrzelani rodzice z dwójką dzieci. To miejsce jest dosyć charakterystyczne, Pan Marian dobrze pamięta, jak ojciec mu go pokazywał. Nagrałam świadectwo Pana Mariana i już rozmawiałam z Panem Schwarzem z Fundacji Zapomniane – jak tylko będzie miał wolny dzień, przyjedzie z Warszawy z georadarem, żeby, miejmy nadzieje, potwierdzić lokalizacje grobu. Jeżeli wszystko się potwierdzi, na pewno upamiętnimy to miejsce.
Rodzice i dwójka małych dzieci – podobno, były w wieku 7-8 lat – ranne i zakopane żywcem. Od ponad 70 lat leżą gdzieś w lesie. Nie znamy imion tych ludzi. I raczej już nie poznamy. Ale musimy pamiętać. Niech będzie błogosławiona ich pamięć.
Anna Brzyska, 7 maja 2019