13.04.2020 | Redaktor

Rodzina Eichenholz

Markus (Mordechai) Hirsch Eichenholz, syn Chaskela Fenigera i Gittel Eichenholz, urodził się w Brzesku 13 marca 1889 roku. Jego ojciec pochodził z Nowego Wiśnicza, a rodzina jego matki mieszkała w Brzesku co najmniej od 3 pokoleń. Chaskel Feniger (1864–1910) i Gittel Eichenholz (1866–1927) pobrali się tylko w obecności rabina (tak zwane „rytualne małżeństwo”), nie mieli ślubu cywilnego, dlatego ich dzieci miały nazwisko matki. (Takie sytuacje dosyć często miały miejsce w Galicji, ponieważ rejestracja małżeństwa przez państwo była kosztowna i młode pary po prostu nie miały na to pieniędzy. Czasem legalizacja małżeństwa następowała później i wtedy do aktów urodzenia dzieci dodawano komentarz, na podstawie którego dzieci mogły przyjąć  nazwisko ojca.)

Markus Hirsch był najstarszym z 8 dzieci urodzonych w latach 1889-1905. Miał 4 braci i 3 siostry. Rodzina nie była szczególnie zamożna. Nie posiadali żadnej nieruchomości, raczej wynajmowali  pokoje, przenosząc się z domu do domu. Ale trzymali się razem. Pomagała im matka Gittli Eichenholz, Sara. Ojciec Gittli, Markus Eichenholz, zmarł wcześnie, gdy miała około 5 lat. I najstarszy syn Gittli otrzymał imię po zmarłym dziadku.

Scheindel Rywa Flug, córka Chaima Wolfa Lernera (1850–1927) i Genendel Flug (1850–1919) urodziła się w Nowym Wiśniczu 13 lutego 1887 roku. Była jedną z 10 rodzeństwa, 7 sióstr i 3 braci.

30 kwietnia 1913 roku Markus Hirsch Eichenholz ożenił się ze Scheindel Rywą Flug w Nowym Wiśniczu w obecności rabina Naftalego Rubina. Był wówczas czeladnikiem krawieckim. Młodzi zamieszkali w Brzesku. W niespełna 2 lata urodził się ich pierwszy syn Chaskel, za nim – jeszcze szóstka dzieci, ale 2 chłopców zmarło przed nadaniem imienia:

– Chaskel, ur. 1915 r

– Hudes Debora, ur. 1918 r

– Israel Jakob, ur. 1920

– Szyja, ur. 1925 r

– Chłopiec, urodzony z zmarły w 1926 r

– Chłopiec, urodzony z zmarły w 1930 r

– Chaim Wolf, ur. 1931

Tylko 2 dzieci Markusa Hirscha Eichenholza i Scheindli Rywy Flug przeżyły Holokaust. Hudes Debora, Chaim Wolf i ich matka Scheindel Rywa zginęli w Auschwitz, a Israel Jakob został zamordowany w obozie koncentracyjnym Szebnie. Co najmniej 5 rodzeństwa Scheindel Rywy również zginęło wraz z rodzinami w Auschwitz.

Kilka lat po wojnie Chaskel Eichenholz wyemigrował do Izraela, a jego młodszy brat Szyja – do Stanów Zjednoczonych. Założyli rodziny, a ich potomkowie nadal mieszkają w Izraelu i USA.

W 1997 roku Fundacja USC Schoah Foundation nagrała wspomnienia Szyji (Sidneya) Eichenholza. Pan Eichenholz opowiedział o życiu swojej rodziny przed wojną, o swoich doświadczeniach z czasów wojny i historii ocalenia – w 1944 roku 19-letni Szyja znalazł się na liście Schindlera. Poniżej znajduje się częściowa transkrypcja jego świadectwa.

Świadectwo Szyji (Sidneja) Eichenholza, Brooklyn, NY, USA, 25 czerwca 1997 roku (częściowa transkrypcja nagrania zapisanego przez USC Shoah Foundation)

Szyja (Sidney) Eichenholz, 1997

Urodziłem się w Brzesku 20 stycznia 1925 roku W mieście  mieszkało wówczas około 400-450 rodzin żydowskich. Powiedziałbym, że około 80% z nich było religijnych. Brzesko było małym miasteczkiem, ale można było kupić wszystko, co potrzebne. Mój ojciec Markus (Mordechai) Hirsch Eichenholz urodził się w Brzesku, a matka pochodziła z Wiśnicza. Nie mieliśmy domu, wynajmowaliśmy pokój. Mój najstarszy brat Chaskel urodził się w 1915 roku. Sam tego nie pamiętam, ale powiedział mi, że do 1929 roku żyliśmy całkiem dobrze,  mieliśmy sklep z męskimi ubraniami.

W 1929 roku nastąpiły ciężkie czasy. Doradzano ojcu, aby ogłosił bankructwo. Ale tato był bardzo religijnym i uczciwym człowiekiem. Spłacił wszystkie długi, lecz od tej pory było nam bardzo trudno finansowo.

Było nas pięcioro dzieci: 4 braci i siostra. Mieszkaliśmy przy ul. Łaziennej (obecnie Puszkina – A.B.), wynajmowaliśmy jeden pokój od Chaskela Niedermana, płaciliśmy 10 złotych miesięcznie. Rodzice i 5 dzieci mieszkali w jednym pokoju. W domu nie było wody, musieliśmy chodzić do studni po wodę do gotowania, mycia, do wszystkiego. Na szczęście studnia nie była tak daleko.

Ulica Łazienna, 1929. Widoczne są budynki mykwy i bożnicy Tobiasa Lipschitza. Zdjęcie pochodzi z archiwum rodzinnego Charlesa Weissa.

Cztery siostry mojej matki mieszkały w Lipsku, i jedna z nich wysłała swojego syna Dawida, aby zamieszkał z nami, więc było nas już 8 w tym jednym pokoju. Ale ta siostra nam pomagała, wysyłała ubrania. W nocy rozkładaliśmy na podłodze materace, żeby wszyscy mogli się zmieścić. Zimą było tak zimno, że szron pozostawał na oknach przez kilka miesięcy. Nie mieliśmy tyle  drewna, aby ogrzać nasz pokój

W domu rozmawialiśmy w jidysz. W piątek ojciec wracał do domu z pieniędzmi. Matka piekła chałkę, szła na targ, żeby kupić kurczaka, a potem do żydowskiego rzeźnika. Ojciec wracał z bożnicy, siadaliśmy przy stole, jedliśmy chałkę, kawałek ryby, kurczaka, chulent. Co było w chulent? – Ziemniaki i trochę tłuszczu. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Zapominaliśmy o wszystkim podczas Szabatu.

Byliśmy bardzo biedni. Jak Tato  zarabiał  na życie? – W latach 1931–32 ojciec zaczął skupywać mleko w okolicznych wsiach, żeby później sprzedawać je w mieście. Wstawał bardzo wcześnie, wychodził z domu o 5 rano, obserwował, jak chłopi doili krowy i kupował od nich mleko. Zarabiał na tym tylko tyle, żeby starczyło nam na zaspokajanie podstawowych potrzeb.

Moja matka, Scheindel Flug, miała 6 sióstr i 3 braci. Jej ojciec był nauczycielem, nauczał  żydowskich chłopców Tory. Jej matka zmarła wcześnie, więc dziadek mieszkał z nami. Nazywał się Chaim Hirsch. Postanowił zamieszkać ze swoją ulubioną córką – jego 4 córki mieszkały w Lipsku, ale trzy inne w Polsce i on wybrał moją matkę.

Mój dziadek ze strony ojca zmarł bardzo młodo, nigdy go nie poznałem.

Około 1934 roku mój starszy brat Chaskel zaczął odchodzić od religii. Czuł, że nie było dla nas przyszłości. Wyjechał do Krakowa w poszukiwaniu pracy, a następnie poszedł do wojska. Zostałem w domu z siostrą i 2 braćmi. Tacie było bardzo trudno pogodzić się z wyborem Chaskla.

Moja siostra Hadasa urodziła się w 1918 r. We wszystkim pomagała matce. Nie wyszła za mąż przed wojną. W 1941 roku poznała kogoś, kogo chciała poślubić, ale tak się nigdy nie stało, została zamordowana.

Najpierw uczyłem się w polskiej szkole, ukończyłem 4 klasy. Uczyliśmy się czytać i pisać. Kiedy miałem 10 lat, rabin – mieszkaliśmy blisko niego – powiedział ojcu, że powinienem rzucić szkołę. W tej szkole chłopcy i dziewczęta uczyli się razem, i rabin powiedział, że to już nie jest dla mnie dobre. W 1935 roku zacząłem chodzić do chederu.

W grudniu 1937 roku ojciec wrócił do domu i zaczął mówić w taki dziwny sposób. Zrozumieliśmy, że dzieje się coś złego. Przyszedł dr Weisberg i powiedział, że ojciec miał udar i musimy go zabrać do szpitala w Krakowie. Moja mama poszła do naszego rabina, Lipschitza. Rabin poprosił jednego ze swoich uczniów w Krakowie, i ten nam pomógł, opłacił pobyt Taty w szpitalu.

Mój najstarszy brat Chaskel był wtedy w wojsku w Lemberg (we Lwowie – A.B.), ale dostał przepustkę na 3 dni i pojechał do szpitala w Krakowie, aby zobaczyć się z ojcem. Kiedy się spotkali, Tato powiedział, że chce wrócić do domu. 2 stycznia 1938 roku przywieziono go do Brzeska. Było bardzo zimno, wszędzie było dużo śniegu. Mój ojciec był nieprzytomny. W środę  mama powiedziała do mnie: „Chodźmy na cmentarz, aby pomodlić się przy grobie dziadka”. Kiedy wróciliśmy, matka powiedziała ojcu: „Modliliśmy się za ciebie”. Zareagował na te słowa, zobaczyliśmy łzy na jego twarzy. O 6 rano zmarł.

Mój brat musiał wrócić do wojska, nie mógł zostać na pogrzebie. Ale przyszło wiele ludzi. To było 6 stycznia 1938 roku.

Do tej pory tak  bardzo żałuję, że nie mogłem postawić macewy na grobie mojego ojca. W tym czasie nie mieliśmy pieniędzy. Na jego grobie była tylko taka płyta betonowa. A później, po wojnie, kiedy próbowałem znaleźć miejsce jego pochówku, już nie mogłem.

W domu pozostało 4 dzieci. Miałem Bar Micwę tej zimy, ale prawie nic nie pamiętam, za bardzo martwiliśmy się wtedy o Tatę. Nie mieliśmy nawet pieniędzy na zakup tefilin, założyłem tefilin mojego ojca.

Moja matka, Scheindel, płakała przez cały rok. Ale musieliśmy zarabiać pieniądze. Zaczęliśmy – tak jak wcześniej Tato – chodzić do tych chłopów z okolicznych wiosek, kupować od nich mleko. Zamarzaliśmy, nie mieliśmy rękawiczek. Siostra pomagała matce, i mój starszy brat Chaskel również, kiedy wrócił z wojska.

Sześć miesięcy po śmierci ojca pojechałem do jesziwy Bobowskiej, a stamtąd wysłano mnie na naukę do Biecza. Było nas 3 żydowskich chłopców z różnych miast, uczyliśmy się razem, a jedliśmy każdego dnia w innym miejscu, z inną żydowską rodziną.

W 1938 r. siostry mojej matki zostały deportowane z Lipska, przyjechały do Brzeska. Chane, matka Dawida, który mieszkał z nami, wyjechała w 1938 roku do Izraela. Ale najpierw przyjechała do naszego miasta, dała nam trochę pieniędzy.

Mój ojciec miał jedną siostrę w Niemczech, Chaję Eichenholz. Wyszła tam za mąż, urodziła dzieci, ale w 1938 roku wróciła też do naszego miasta. Większości Żydów było wtedy już trudno się utrzymać. Było wielu antysemitów, głosili to hasło „Nie kupuj u Żyda”. W Brzesku nie było pogromów, ale na przykład w Boże Narodzenie, 25 grudnia, nie wychodziliśmy z domów, baliśmy się.

W sierpniu 1939 roku wróciłem do domu z Biecza. W tym czasie mój starszy brat Chaskel był w Brzesku, wrócił z wojska. Wojna wybuchła w piątek 1 września, a już w niedzielę panowała taka panika.

Miałem dwóch starszych braci. Mama powiedziała im: „Proszę, jedźcie”. Wszyscy młodzi mężczyźni wyjechali wtedy na wschód. Zostałem w Brzesku z matką, siostrą i młodszym bratem.

Dwa dni później panika stała się nie do zniesienia, więc matka powiedziała do mnie: „Proszę, musisz też wyjechać”. Pan Niederman, od którego wynajmowaliśmy pokój,  również chciał jechać, dołączyłem się do niego. Kiedy wyjeżdżałem, mama dała mi 5 złotych, wszystko co miała. Ale nie dotknąłem tych pieniędzy.

Dotarliśmy do Dąbrowy, przeszliśmy całą drogę, kilka osób razem. Miałem ze sobą tylko tefilin i jedzenie na jeden dzień. Gdy szliśmy, niemieckie samoloty strzelały do nas z karabinów maszynowych, widzieliśmy twarze pilotów. Niemcy byli już wszędzie, więc wróciliśmy do naszego miasta. Po kilku dniach wrócili też moi dwaj starsi bracia.

Ściąłem moje pejsy. W 1939 roku Żydzi sami obcinali pejsy, bo inaczej Niemcy by to zrobili. Nadal organizowaliśmy nabożeństwa, ale bożnice były już zamknięte. Modliliśmy się, mieliśmy minjan, wspólnie studiowaliśmy Torę.

W 1940 roku było dosyć spokojnie. Żydzi byli zmuszeni nosić opaski z gwiazdą Dawida, ale poza tym nic bardzo złego się nie działo. Niektórzy Żydzi, którzy wyjechali do Rosji, wrócili do naszego miasta w 1940 roku. Wydawało się, że nie jest tak źle. Była godzina policyjna, nie można było wychodzić z domu po 21:00. Ale wciąż co rano chodziliśmy do wiosek, żeby kupować mleko, aby później sprzedać je w Brzesku. W 1940 roku nadal można było wszystko kupić w mieście, jeżeli tylko miało się pieniądze.

W lutym-marcu 1942 roku Niemcy zaczęli zabierać młodych mężczyzn do pracy. Również mój brat Jakob został zabrany do obozu, ale potem uciekł i wrócił. A mój brat Chaskel, ponieważ służył w wojsku, został wyznaczony do służby w żydowskiej policji w mieście. Musiał pilnować, żeby wszyscy Żydzi nosili opaski z gwiazda Dawida i nie wychodzili z domów po 21. Nie była to pożądana praca, ale nie mógł odmówić.

W 1941 roku z każdym miesiącem było coraz gorzej. Ale nadal studiowałem Torę z innymi chłopcami.

Na początku 1942 roku rozpoczęły się akcje. Niemcy zabijali wszystkich napotkanych Żydów. W czerwcu Niemcy zastrzelili bardzo dużo osób. Żydów wepchnięto również do ciężarówek, a później dowiedzieliśmy się, że w tych ciężarówkach był gaz, ludzie byli zagazowani.

Niedaleko Brzeska w Czchowie otworzyli obóz. Zostałem tam wysłany w kwietniu lub maju 1942 roku. A w czerwcu w naszym mieście utworzyli getto. Ludzie zaczęli budować bunkry, aby się ukryć. Nie mieliśmy toalet w domu, tylko na zewnątrz. Mój brat wraz z jednym chłopem wyczyścili cały dół pod tym wychodkiem, i ten dół stał się naszą kryjówką. Było ciasno, ale mogło się tam ukryć 15 osób.

Następnego dnia po Rosz Hashana we wrześniu 1942 roku Niemcy okrążyli całe getto i moja rodzina ukryła się w tej dziurze. Wszystkich Żydów zabrano do Bełżca. Byłem wtedy w Czchowie, mój brat Chaskel powiedział mi później o wszystkim, on przeżył wojnę.

25 członków żydowskiej policji pozostało w mieście, aby pozbierać rzeczy, wszystko, co pozostało w domach. W nocy Chaskel zabrał całą naszą rodzinę – matkę, siostrę, 2 braci – i kilka innych osób do Bochni, gdzie nadal istniało getto. Brat wysłał mi wiadomość do Czchowa, że wszyscy są cali, i przesłał pieniądze, żebym kupił jedzenie.

Żydowska policja pozostała w Brzesku do grudnia 1942 r. Ale mój brat uciekł wcześniej. Zapłacił jednej kobiecie i dostał aryjskie papiery. Ukrywał się u tej Pani. Pomagał Żydom z Bochni uciec z getta, dostać się na Węgry.

W pewnym momencie Niemcy dowiedzieli się, że poza gettem mieszkał mężczyzna, który pomagał Żydom. Zabrali moją siostrę na gestapo, żeby dowiedzieć się, gdzie on mieszka, ale nic im nie powiedziała. Pobili ją i wyrzucili w miejscu, skąd zabierano Żydów do obozu. Opowiedział mi o tym jej chłopak, któremu udało się przeżyć wojnę.

Hudes Eichenholz, siostra Szyje, w Brzesku, 1941. Szyja dostał to zdjęcie w 1945 roku od chłopaka siostry, który przeżył wojnę. Hudes została zamordowana w Auschwitz. Zdjęcie z archiwum rodzinnego.

Byłem wtedy razem ze starszym kuzynem, Jakobem Gottseligiem, w obozie w Czchowie.  Nie było tam najgorzej – dostawaliśmy zupę i chleb, nie byliśmy bici. Byłem tam do października 1943 roku. We wrześniu dowiedzieliśmy się o likwidacji getta w Bochni, wszyscy Żydzi zostali wysłani do Auschwitz. Pamiętam, płakałem. Cała moja rodzina zginęła. A Jakob został zastrzelony w obozie w Szebni.

Więźniowie w obozie w Szebni. Zdjęcie z artykułu w Dzienniku Polskim opublikowanym 4 lutego 2014 roku.

Pewnego dnia obudziliśmy się i zobaczyliśmy wokół SS. Zabrano nas do ciężarówek i przewieziono do innego obozu w Mielcu. Był tam duży obóz koncentracyjny, zrobiono mi tatuaż na ramieniu, 2 litery: KL. Było tam bardzo źle. Głodowaliśmy.

Zawsze modliłem się, cokolwiek znałem na pamięć. Ale nie wiedzieliśmy, jaki jest dzień tygodnia, kiedy jest Szabas czy Święta, nie dało się tego przestrzegać.

W czerwcu 1944 roku wsadzono nas do wagonów bydlęcych, mieliśmy zostać przewiezieni do Auschwitz. Ale zamiast tego wysłano nas do obozu w Wieliczce. Było nas 200 osób, pracowaliśmy w kopalni. Przybył tam Amon Goeth z obozu Płaszów w Krakowie, żeby przeprowadzić selekcje. Mój kuzyn Jakob Gottselig radził mi, żebym powiedział, że jestem wykwalifikowanym pracownikiem, ale nie zrobiłem tego. Na końcu wysłano go do Flusburga w Niemczech i tam zginął, a ja zostałem w Wieliczce.

Pewnego dnia zabrali nas wszystkich do Płaszowa. Byłem wtedy zdrowy. W okolicach Rosz Haszana jesienią 1944 roku stworzono w Płaszowie tak zwane  Ausgrabenkommando, było nas około 60 osób. Codziennie jeździliśmy do Hujowej Górki, gdzie musieliśmy wykopywać zwłoki. Układalismy je na platformach, polewaliśmy stos benzyną i paliliśmy. Niemcy zabijali tam ludzi przez kilka lat. Spaliliśmy co najmniej kilka tysięcy ciał – robiliśmy to przez 6 tygodni, tylko nocne zmiany. To było okropne, wciąż śni mi się po nocach. I ten zapach… („Hujowa Górka – miejsce na terenie obozu Płaszów w Krakowie, w którym od września 1943 dokonywano egzekucji więźniów. Ofiary rozstrzeliwano grupami, były oni uprzednio zmuszane do rozebrania się. Ciała układano warstwami, po czym zasypywano warstwa ziemi i kamieni. Latem 1944 roku w związku ze zbliżaniem się do obozu linii frontu, Wyższy Dowódca SS i Policji Wilhelm Koppe zarządził otwarcie masowych grobów i spalenie ciał pomordowanych. Akcja ta trwała dwa miesiące.  Ogółem wydobyto i spalono kilka tysięcy zwłok, a 17 wozów ludzkich popiołów rozsypano na terenie całego obozu.” – z artykułu w Wikipedii)

Obóz koncentracyjny w Płaszowie. Zdjęcie z artykułu w Wikipedii.

14 października grupę więźniów wsadzono do bydlęcych wagonów przywieziono do Gross Rosen. Okropne miejsce. Kazano nam się rozebrać, pozostaliśmy nadzy przez całą noc. Potem zabrano nas do koszar, otrzymaliśmy nowe ubrania i drewniane buty.

Podczas porannego apelu usłyszałem: „Szyja Eichenholz!” Później dowiedziałem się, że  już byłem na liście Schindlera. 700 mężczyzn i 300 kobiet. Jak okazałem się na liście Schindlera? – To była wola Boga. Po raz pierwszy usłyszałem o Schindlerze w Gross Rosen. Na tej liście znajdowali się głównie bogaci Żydzi z Krakowa. Ale teraz wszyscy mieliśmy nadzieję. (Syn Szyji Eichenholza, Israel Eichenholz, powiedział mi, że jego ojciec nigdy nie dowiedział się, czemu znalazł się na liście Schindlera . On sam – jak i cała jego rodzina – wierzyli, że to Bóg go uratował. Po śmierci Szyji jego syn natknął się na świadectwo Henryka Eichenholza, który przed wojną mieszkał w Krakowie. Ten człowiek był właścicielem warsztatu krawieckiego, w którym Oskar Schindler i  Amon Goeth zamawiali szyte na miarę garnitury. Henryk miał przepustkę, która pozwalała mu wychodzić z getta, żeby brać miarę i dostarczać gotowe garnitury Niemcom. W związku z tym on oczekiwał, że znajdzie się na liście Schindlera, jednak ostatecznie to Szyja zajął miejsce zarezerwowane na liście dla nazwiska Eichenholz. Na szczęście, Henryk również przeżył wojnę – A.B.)

Wyjechaliśmy z Gross Rosen do Brunnlitz w Czechosłowacji. Podróż trwała prawie cały dzień.  Na miejscu było tylko kilka budynków, sami zbudowaliśmy obóz – ogrodzenie, drut kolczasty naokoło. Pracowałem na zewnątrz i wiele razy widziałem Oscara Schindlera. Dwa tygodnie przed końcem wojny Schindler zawołał nas wszystkich. Powiedział, że jest mu przykro, że nie mógł zrobić więcej, nie miał więcej środków. Kochaliśmy tego człowieka. Uratował ponad 1000 osób.    

Oscar Schindler. Zdjęcie z artykułu w Wikipedii.

Wróciłem do Krakowa w 1945 roku. Nie spodziewałem się nikogo zobaczyć, ale odnalazłem mojego najstarszego brata Chaskela. Był na Węgrzech, w marcu został uwolniony i wrócił do Krakowa. Mieszkałem z nim razem przez jakiś czas na Placu Zgody.

Wróciłem do mojego miasta, Brzeska. Nic nie pozostało po mojej rodzinie, wszystko zniknęło. Kiedy przyjechałem, było w Brzesku dwóch lub trzech Żydów, którzy wrócili z obozów. Poszedłem do domu, w którym mieszkaliśmy przed wojną, ale tam już mieszkali Polacy. Ciągle płakałam. Byłem w Brzesku tylko przez dwa dni, nie mogłem tam zostać. Wróciłem do Krakowa.

W 1946 roku wyjechałem do Niemiec, a w 1948 – do Paryża. Przyjechałem do Paryża razem z Samuelem Bransdorferem. Rabin z Bobowej przysłał nam z USA papiery, że jesteśmy jego uczniami, żeby mogliśmy dostać amerykańskie wizy. Ale zachorowałem na gruźlicę, musiałem się leczyć. Dopiero w 1950 roku wyjechałem do USA, miałem ze sobą 20 dolarów. Samuel był tam już od roku i to przez niego poznałem Chanę Rudą, z którą wkrótce się zaręczyłem. Pobraliśmy się rok później.      

Statek, na którym Szyja Eichenholz przypłynął do USA. Zdjęcie z archiwum rodziny Eichenholz
Szyja Eichenholz i Chane Ruda, 1950. Zdjęcie z archiwum rodziny Eichenholz

Mój starszy brat Chaskel żył wtedy w Izraelu. Kiedy zacząłem pracować, co miesiąc wysyłałem mu po 10 dolarów.

Rodzina Chaskela Ejchenholza w Izraelu. Zdjęcie z archiwum rodziny Eichenholz

Nigdy nie kwestionowałem istnienia Hashem (Boga – A.B.), nawet w obozach. Kiedy byłem dzieckiem, mieszkaliśmy blisko bożnicy. Rabin Lipschitz był wielkim człowiekiem. Kiedy miałem 13 lat, każdego dnia przez rok odmawiałem kadisz po moim ojcu w jego bożnicy. Co piątek rabin dawał mi 1 złoty.

Przez wszystkie lata w obozach wierzyłem w Haszem. Rabin posiał we mnie to ziarno wiary, które trzymało mnie przez te wszystkie lata. Gdybym nie miał tej wiary, nie przeżyłbym. Kiedy nie wierzysz, w życiu nie ma celu… ”

Szyja i Chane Eichenholz z prawnukami. Zdjęcie z archiwum rodziny Eichenholz

Postscriptum

Szyja (Sidney) Eichenholz zmarł 16 czerwca 2013 roku w Stanach Zjednoczonych w otoczeniu dzieci, wnuków i prawnuków. Oto jak wspomina ojca Israel Eichenholz: „Był najbardziej niezwykłym człowiekiem! To, że po przeprowadzce do USA odbudował swoje zrujnowane życie – nie mając rodziny, bez grosza za duszą, – jest samo w sobie niezwykłym testamentem. Połączenie tego z jego wybitnym charakterem, wytrwałością i oddaniem rodzinie jest punktem odniesienia, do którego dążymy.”

Potomkowie Szyji Eichenholza czasem przyjeżdżają do Polski i od ponad 4 lat wspierają nasze projekty upamiętnienia przedwojennej żydowskiej społeczności Brzeska.

Syn i córka Chaskela Eichenholza mieszkają w Izraelu. Byli w Brzesku na Marszu Pamięci w 2017 roku.

Cztery macewy członków klanu Eichenholz ocalały na cmentarzu żydowskim w Brzesku.

Israel Eichenholz i jego synowie przy grobie Chaima Zeewa Lernera, dziadka Szyji Eichenholz, Brzesko, 2019
Macewa Gittel Feniger z domu Eichenholz, babci Szyji Eichenholza
Syn i wnuki Szyji Eichenholza w Brzesku, 2019