05.08.2019 | Redaktor

Rodzina Teichtal

Yitzhak Teichtal, urodził się w Okocimiu w 1879 roku, rodzice Samuel Teichtal i Ryfke z domu Stern. Yitzhak ożenił się z Chają z domu Mandelbaum, mieli co najmniej 4 dzieci: Gitel Blumę (1905), Józefa (1908), Różę (ok. 1910) i Leibisza Arie (1917). Po 1910 roku przenieśli się do Krakowa. Gitel Towa wyszła za mąż za Menachema Bluma; Jóżef ożenił się z Rachelą Klagsbald, Róża wyszła za mąż za Chaima Vinselberga, a Leibisz ożemnił się z Lulą. Yitzhak i Chaja Teichtalowie, ich dzieci i małżonkowie, wnuki Tzwi (1939, syn Józefa i Racheli), Basia (1927, córka Gitel Towy i Menachema) i Arie Leib (1939, syn Gitel Towy i Menachema) jak również wielu osób z dalszej rodziny zginęli w Holokauście – w Krakowie, Bochni, Bełżcu…. Przeżył – i nadal mieszka w Izraelu – Meir Blum, syn Gitel Towy z domu Teichtal. Jakiś czas temu Pan Blum skontaktował się ze mną, poprosił zapisać jego świadectwo (Pan Meir jeszcze mówi po polsku, ale już nie pisze). Oto ono:

„Mieszkaliśmy w Krakowie w 4 dużych pokojach, a kiedy byliśmy zmuszeni przeprowadzić się do getta, okazaliśmy się w 3-pokojowym mieszkaniu razem z jeszcze dwoma rodzinami.
Mieszkaliśmy w getcie na ul. Lwowskiej 18. Ulica była przegrodzona drutami – polowa ulicy znajdowała się w getcie, a druga połowa na zewnątrz. Miałem wtedy 8.5 lat. Pamiętam, jak patrzyłem z getta na tramwaj jadący po drugiej stronie ulicy, dzieci idące do szkoły. One śmiały się, a ja byłem zamknięty w getcie.
W 1941 roku kiedy getto jeszcze nie było ostatecznie zamknięte i istniała możliwość jego opuszczenia, wyjechaliśmy do Brzeska – tam wtedy jeszcze nie było getta. Zamieszkaliśmy w domu na Małym Rynku, na rogu ul. Głowackiego. Ale w 1942 roku w Brzesku też zostało utworzone getto, więc wróciliśmy do Krakowa.
Byliśmy w krakowskim getcie przez około 1.5 roku, a kiedy tam już zaczęły się akcje, uciekliśmy do Bochni, gdzie wtedy jeszcze było w miarę spokojnie. (Podczas jednej z takich akcji w krakowskim getcie złapano mojego wujka i wysłano do Bełżca.) Rodzice, starsza siostra, ja i mój młodszy brat – wszyscy wtedy jeszcze byliśmy razem.
Getto w Bochni było zamknięte, funkcjonowało jako łagier. Był tam taki łagier- fuhrer, Niemiec z gestapo. Miał zwyczaj chodzić po ulicach, mógł bez żadnego powodu strzelić i zabić. Wszyscy się go bali. Pamiętam jak szedł mając przy sobie wielkiego owczarka niemieckiego. Ten pies skoczył na mnie, ugryzł w nogę. Było bardzo ciężko, ale wyszedłem z tego.
Pewnego wieczoru mama podeszła do mnie i powiedziała, że oni z tatą postanowili wysłać mnie do Węgier. Była wtedy taka możliwość – za duże pieniądze. Niestety moje rodzice nie mieli tyle pieniędzy, żeby zapłacić też za moją siostrę i brata. Ale razem ze mną miała jechać moja młodsza kuzynka.
W nocy z soboty na niedzielę było bardzo ciemno. Mama odprowadziła nas do wyjścia z getta, tam miał na nas czekać Pan w mundurze kolejarza. Miałem wtedy 10.5 lat. Trzymałem za rękę kuzynkę. Mama pocałowała mnie i powiedziała, że spotkamy się za 3-4 tygodnie. Rodzice mieli plan, jak wydostać się z Bochni z pomocą Czerwonego Krzyża. Ale wtedy po raz ostatni widziałem moją rodzinę. Za 3 tygodnie nastąpiła ostateczna likwidacja getta w Bochni.
Kiedy już byliśmy poza gettem, kolejarz powiedział: „Musisz iść 10 metrów za mną”. Ale było tak ciemno, że nie było nic widać. Jednak udało nam się dotrzeć do stacji kolejowej. Tam kolejarz powiedział: „Ja wejdę do jednego wagonu, a wy – do drugiego, żeby nikt nie dowiedział się, że jesteśmy razem”. Mieliśmy przejechać kilka stacji. W Tarnowie musieliśmy czekać ponad 1.5 godziny. Tak bardzo baliśmy się, że nas złapią. Mama kupiła mi duży kasket – to taka czapka. Kiedy go zakładałem, nie było widać mojego żydowskiego nosa. Cały czas miałem na głowie ten kasket. Niemcy chodzili, świecili reflektorami, a my z kuzynką udawaliśmy, że śpimy. Mieliśmy szczęście – nie złapano nas.
Później pociąg zatrzymywał się jeszcze w Krynicy i w Piwnicznej w Tatrach. To było już niedaleko granicy z Czechosłowacją, tam wysiedliśmy. Przewodnik wziął nas do lasu, gdzie czekał na nas inny przewodnik, z którym przeszliśmy przez granicę do Starej Lubowni. Ale nasza dalsza podróż do Węgier – to już osobna historia.”

Yitzhak Teichtal in Kraków (picture taken from Yad VaShem database)
Yitzhak Teichtal w Krakowie (zdjęcie z archiwum Jad WaSzem)

Jozef Teichtal, son of Yutzhak, in Kraków (picture taken from Yad VaShem database)
Syn Yitzhaka Teichtala Jozef w Krakowie (zdjęcie z archiwum Jad WaSzem)

©Anna Brzyska, 2019